Hello!
Wśród niezliczonej ilości anime pojawiają się lepsze i gorsze tytuły. Nie jest to nic zaskakującego, tak działa każdy wytwór kultury. Z tym, że nawet wśród tych gorszych może być coś ciekawego. Takie momentami jest pierwsze opisywane anime, natomiast dla drugiego nie ma żadnej nadziei.
"Dantalian no Shoka"
Młody Lord Hugh Anthony Disward po śmierci swojego dziadka dostaje w spadku podniszczoną rezydencję i zostaje mu powierzona opieka nad niejaką Dalianą, zwaną również czarną księżniczką. Okazuje się, że jego dziad był wielkim kolekcjonerem książek: zdarzyło się nawet, że wydał ponad połowę majątku na jeden egzemplarz. Odkrywa również, że owa Daliana jest "światem zamkniętym w tykwie", o którym słyszał w opowieściach, jednym słowem: jest ona biblioteką, w której zebranych jest 900.666 nawiedzonych ksiąg, które według niej samej nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Jeśli człowiek przeczyta daną księgę i będzie w stanie ją zrozumieć, dostanie we władanie jakąś nadnaturalną zdolność, np. przywołanie stwora, kontrolę nad ludzkim umysłem, moc leczenia, wiedzę o wszystkim itp. Hugh na początku nie wierzy w słowa czarnej księżniczki o nawiedzonych księgach i wielkim księgozbiorze Dantalian, który jest w niej zawarty, jednak po tym, jak zostaje zaproszony na rozmowę przez wiecznego wroga jego dziadka, odkrywa, że wszyscy obecni w - jeszcze przed chwilą pięknym - domostwie są martwi, a sam budynek został doszczętnie zniszczony. Ponadto, młodzieniec zostaje zaatakowany przez niestworzone istoty, które po śmierci zamieniają się w proch. Podczas starcia z pewną kreaturą Anthony i jego nowo poznana towarzyszka wpadają w pułapkę, z której jedynym wyjściem jest zawarcie kontraktu, który na zawsze zmieni życie obojga. (shinden.pl)
To anime byłoby cudowne gdyby miało fabułę i sens, niestety i jednego, i drugiego w nim brakuje. Nie przeszkadza to jednak w oglądaniu. Przeszkadza to, że tytuł wygląda tylko jak reklamówka mangi i to niestety marna, bo, no właśnie, brak w niej fabuły. Epizody to szukanie, albo raczej znajdowanie, Nawiedzonych Ksiąg i odzyskiwanie ich, najczęściej z dużym uszczerbkiem dla osoby, która była w jej posiadaniu.
Pomimo braku głębszego sensu, to ogląda się bardzo dobrze, szczególnie jeśli ktoś lubi klimaty Anglii początku XX wieku, hrabiów, będących byłymi pilotami, książki i trochę magii. Chyba nie muszę pisać, że dla mnie brzmi to prawie jak opis idealnego anime. Byłam tylko odrobinę rozczarowana, że w anime, w którym walczy się używając książek, w mniej i bardziej dosłownym znaczeniu (jeden bohater ma broń, której paliwem są książki) nie było odniesienia do Szekspira.
Dalian jest małym, gadatliwym i pyskatym stworzeniem, natomiast Huey, jak przystało na arystokratę, jest szlachetny do szpiku kości, co objawia się głównie w znoszeniu zachowań Dalian. Która z kolei tak naprawdę, pomimo narzekań, cieszy się, że może szukać ksiąg z Diswardem. To miła parka, całkiem przyjemnie się ich ogląda. A anime należy do lekkich tytułów, a jeżeli klimat jest wasz to warto zahaczyć. Warto dodać też, że jest całkiem ładne i ma absolutnie najpiękniejsze karty przejścia połowy jakie widziałam - to te pierwsze obrazki.
Divine Gate
Zaczęłam oglądać to anime, bo brat powiedział, że pojawia się w nim Szekspir i gdyby nie to, na pewno bym po nie nie sięgnęła. I nie pomyliłabym się w osądzie, bo to nie jest dobre anime.
Akane miał największy potencjał, ale nie został wykorzystany.
Gdy otworzyła się brama między niebem, światem zmarłych a ziemią, cały glob zanurzył się w chaosie. Aby opanować sytuację, zostaje powołana rada światowa, która osiąga spektakularny sukces i tym samym porządek zostaje przywrócony. Po latach tytułowa "boska brama" staje się tylko miejską legendą, w którą wierzą nieliczni. W tych okolicznościach zostali zebrani chłopcy i dziewczęta, których rada uznała za godnych podjęcia wyzwania, jakim jest dotarcie do portalu. Każdy z naszych bohaterów ma do osiągnięcia swój własny cel, który bez pomocy bramy byłby niemożliwy do zrealizowania. W końcu mawiają, że ten, kto dotrze do boskiego przejścia, będzie mógł poustawiać świat po swojemu. To krzyżuje losy szóstki protagonistów Divine Gate. (shinden.pl)
Teoretycznie najważniejszym bohaterem z najbardziej mroczną przeszłością jest Aoto. W praktyce widzowie wszystkiego domyślają się po 3-4 odcinkach.
Po pierwsze powstało na podstawie gry i prawdopodobnie w celu jej reklamowania. A po drugie, pomimo że powstało na podstawie gry, nic się tam nie dzieje i tak przegadanego anime akcji ze świecą szukać. Nieco to paradoksalne, ale prawdziwe. Do tego odpowiada za nie studio Pierrot (będące, z tego co zdążyłam zauważyć, w świecie anime uznawane za synonim złego studia) i twórcy bardzo głęboko do serca wzięli sobie fakt, że to była gra i niestety tak właśnie niekiedy wygląda. Co daje naprawdę straszny efekt scenek przejściowych z niezbyt dobrych gier. Paskudne walki, a na dodatek osoby odpowiedzialne za ten element, nie mogły się zdecydować, czy wszystkie, czy tylko niektóre, będą tak wyglądać. Potwornie nierówny tytuł pod względem wyglądu, animacji i całej estetycznej otoczki.
Chciałabym napisać, że postaci nadrabiają brak wizualne, ale niestety nie mogę. Zamiast charakteru mają historie z przeszłości i moce. Przez pierwsze 6 odcinków wałęsają się po ekranie i świecie przedstawionym bez większego sensu, potem nie wiadomo skąd dzieje się COŚ i anime prawie zyskuje fabułę. Ale spokojnie tylko się tak wydaje, dalej nie za bardzo wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi. Chociaż w przypadku tego anime wydaje się celem zabicie jak największej liczby postaci pobocznych w jak najbardziej dramatycznych okolicznościach. A ostatni odcinek bardzo dobitnie udowadnia, że tytuł nie ma ani sensu, ani potrzeby istnienia. To jest takie złe anime. Co gorsza zakończenie zostawia ewentualną furtkę na kolejny sezon, ale patrząc po ocenach i popularności na szczęście się go nie doczekamy.
Jedna rzecz mi się jednak podoba: faktycznie był Szekspir, ale co lepsze nie tylko on. Pojawił się Loki w anturażu Jokera, inni nordyccy bogowie - niestety jako zbiorowość, Mikołaj, motyw króla Artura i rycerzy okrągłego stołu, a także Dorotka i Oz. Drugi plan wypada dużo ciekawiej niż pierwszy, nawet jeśli to prawie nie pełnoprawne postaci, a bardziej symbole.
Pozdrawiam, M