Hello!
Korzystając z faktu, że nie byłam w domu, tylko u chrzestnej szukam w jej biblioteczce ciekawych książek. Tak trafiłam na "Kancelarię" Johna Grishama. Nazwisko obiło mi się już o uszy i to w bardzo pozytywnym kontekście więc postanowiłam dać szansę temu tytułowi.
Wally i Oskar mają kancelarię specjalizującą się w sprawach o uszkodzenie działa, odszkodowania, a ich hobby to uganianie się za sygnałami karetek pogotowia. Na dodatek jedynym prawem jakie stosują regularnie jest prawo ulicy i prawo dżungli, i nie raz byli oskarżani o naruszenie etyki zawodowej. David natomiast to pracownik wielkiej adwokackiej korporacji, z której pewnego dnia ucieka i w ciekawych okolicznościach trafia do "butiku" Wallego i Oskara. Panowie dają się wciągnąć w sprawę leku na obniżenie cholesterolu, świat pozwów zbiorowych i ogromnych sum pieniędzy.
Opornie czyta się "Kancelarię", choć z każdą kolejną stroną jest lepiej. Ani Wally - alkoholik walczący z nałogiem, reklamujący usługi prawnicze wszędzie oprócz telewizji, bo Oskar się nie zgadza, a do tego straszny naiwniak po rozwodach - ani Oskar - straszy wspólnik, którego jednym marzeniem jest mieć święty spokój, który może osiągnąć rozwodząc się z żoną - nawet nie mają zadatków na postaci, które można polubić bądź być ich ciekawymi. W przeciwieństwie do Davida, który bardzo rozwija się na kartach książki i zasadniczo jest jej głównym bohaterem. I ma tę przewagę nad starszymi kolegami, że można mu kibicować w działaniach, których się podejmuje.
Sprawa, nad którą prawnicy pracują nie jest, aż taka fascynująca jak mogłoby się wydawać. Dwie, poboczne sprawy, którymi zajmował się David w międzyczasie, gdyby opisać je ze szczegółami, byłyby tysiąc razy ciekawsze niż wątek krayoxxu. Choć i on ma swoje dobre momenty, głównie w czasie omówień postępowania przygotowawczego, na spotkaniach z sędzią oraz gdy dowiadujemy się jaką strategię będzie przyjmowało Varrick Laboratories, czyli, w skrócie, gdy jednymi postaciami, które sprawą się zajmowały nie byli Wally i David.
Książka zaczyna się robić naprawdę fascynująca gdzieś w 3/4, gdy nasi główni bohaterowie w końcu dowiadują się tego samego, co czytelnicy wiedzą już od jakiś 200 stron i muszą sobie z tą wiedzą poradzić, a jak łatwo się domyślić dla ich procesu nie jest to wiadomość pozytywna. Pomijając już nawet fakt, że samo rozpoczęcie prawdziwego procesu było dla naszych prawników zaskoczenie. Ale trzeba przyznać, że chociaż w tym momencie zaczęło się sypać wszystko, co posypać się mogło, David dzielnie sobie poradził i od stron, gdzie przebieg procesu był opisywany nie mogłam się oderwać. Książka byłaby lepsza, gdyby tak o połowę ją skrócić, naprawdę ta fabuła nie potrzebowała 500 stron.
Trzymajcie się, M
PS. Gdyby ktoś się zastanawiał czemu posty pojawiają się w nieregularnych porach oraz czemu aktywność na facebook'u wygląda podobnie, informuję - otóż jestem w trakcie praktyk. Będę o nich pisała pod koniec miesiąca i na początku października.