Hello!
Gdy wychodził pierwszy sezon serialu "Mr. Robot" wywołał on niemałe poruszenie wśród widzów. Jak na serial produkowany przez telewizję, na dodatek nie jedną z ogromnych, czołowych stacji, odznaczał się dużą oryginalnością i ciekawymi rozwiązaniami. Przyciągał też uwagę obsadą. Mi podobał się średnio, ale wbrew temu co napisałam w recenzji czekałam na drugi sezon. Na dodatek przekonana, że to serial Netflixa i cały wyjdzie na raz. Spiolery.
Nie spodziewajcie się, że rzeczy niewyjaśnione w pierwszym sezonie wyjaśnią się w tym. Ba, nie ma nawet pokazanych skutków tego co bohaterowie zrobili w ostatnim odcinku. A przecież to ogromy temat do eksplorowania! Twórcy oczywiście idą w innym kierunku niż widzowie mogliby się spodziewać i zajmują się głównie osobistymi sprawami postaci. Elliot próbuje sobie poukładać w głowie kwestie Pana Robota, a jego siostra chyba próbuje ogarnąć chaos jaki powstał po ich ataku, bo ginie jeden z ich towarzyszy i niepokoją się, że mogą zostać odkryci. Zanim ogarnęłam wątek Angeli w tym sezonie minęło tak z 8 odcinków, bo zupełnie nie pamiętałam czym zajmowała się ona w pierwszym. To tak pokrótce.
Po jakiś 4 odcinkach coś tam teoretycznie zaczyna się dziać. Okazuje się, że po raz kolejny Elliot z premedytacją okłamuje widzów (czy też swojego niewidzialnego przyjaciela, bo jako do takowego, bohaterowi zdarza się mówić do widzów - chociaż może tak się tylko wydaje i niewidzialna postać, to wcale nie my) i to ma być wielkie WOW. I jest, na dodatek to chyba jedyny prawdziwie zaskakujący fragment całego sezonu. Najlepszym, a na pewno najciekawszym i przynoszącym prawdziwą radość z oglądania, jest odcinek 6, a konkretniej jego cześć zrobiona w konwencji sitcomu (chociaż mogę się mylić, nie znam się na amerykańskiej telewizji).
Problem z tym sezonem jest taki, że nie ma on fabuły. Rzeczy się dzieją, ale nawet jeśli są powiązane, to tego nie widać. Wprowadzona zostaje postać Dom, policjantki z zaburzonym życiem osobistym, którego jednocześnie poznajemy za mało, aby później jej współczuć, ale jej praca i to jak kłóci się z przełożonymi jest jedną z lepszych rzeczy, a przynajmniej wyróżnia się na tle tej bezkształtnej, niejasnej masy, którą oglądamy przez większość odcinków.
Liczyłam, że Tyrell naprawdę dostanie swoje 5 minut. Przeliczyłam się. Jest za to jego żona, za którą nie nadążam i nie rozumiem tego wątku ani trochę. Nieciekawy, niepotrzebny i bez sensu. Za to jak zaczęłam ogarniać wątek Angeli to akurat w momencie, gdy zrobił się naprawdę ciekawy.
Większość tego co Elliot mówi nie ma śladów błyskotliwości i indywidualizmu z pierwszego sezonu, ale czasami scenarzystom wychodzi.
Zakończenie jest oparte praktycznie na tych samych założeniach co sezonu pierwszego. Z resztą mnóstwo rzeczy się powtarza (stąd tytuł notki). A wiecie, co jest najgorsze? Że pomimo tego (i tego, że zarzekałam się po pierwszym sezonie, że na drugi czekała nie będę) będę czekała na 3, bo chcę się dowiedzieć co z tego wszystkiego wyniknie. I prawdopodobnie wiem, że wcale się niczego nie dowiem, a twórcy postanowią nam pokazać zupełnie inne aspekty sprawy niż te, które chcielibyśmy oglądać.
Rami Malek jako Elliot w pierwszym sezonie wypadał lepiej. W tym nie jest taki przekonujący, ale być może wynika to z faktu, iż jego postać jest niezbyt pewna. Tyrella prawie nie ma więc nie ma się kim zachwycać. Siostra Elliota jak zawsze jest znudzona życiem, ale Carly Chaikin dostała nieco więcej do grania i choć nieszczególnie się popisuje to wypada bardzo przekonująco. Robot w tym sezonie głównie wrzeszczy albo znika.
Nie byłam entuzjastyczna w stosunku do pierwszego sezonu, jeszcze mniej jestem w stosunku do tego. A i tak będę oglądała trzeci. Ten serial ma w sobie jednak coś takiego, że nie chce się odpuścić.
Pozdrawiam, M