Podobno na świecie byli ludzie, którzy obawiali się czy "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" będzie dobrym filmem. Ja do nich nie należałam, praktycznie od samego początku byłam pozytywnie nastawiona do tego projektu, a na pewno od momentu gdy okazało się kto będzie grał głównego. Czekałam, choć nie wiedziałam na co.
Raczej nie spoileruję bezpośrednio oprócz spoilerów na samym końcu, ale w treści mogą pojawić się pewne podpowiedzi co do rozwoju fabuły.
Film wyraźnie rozkłada się na dwie części - bezpośrednią historię Newta, któremu zwiało kilka stworzonek oraz mroczną kwestię tego, co dzieje się w Nowym Jorku. Gdy obraz jest cudowny, uroczy i zabawny, wszystko w nim działa i mu wychodzi. Natomiast ten na siłę doklejony pseudomroczy wątek, no właśnie, jest doklejony na siłę. Bardzo. I wklejony w film w dziwny, niedopasowany, wręcz przypadkowy sposób, ale nie było szansy sprawić by pasował bez dużych zmian w wątku jasnym (czyli Newta). Rozwiązanie, czy zakończenie mrocznej części, też nie jest podprowadzone w wystarczająco klarowny sposób. Dlatego, choć jest poruszające, trudno naprawdę się przejąć, a szkoda, bo sytuacja jest przerażająca na wielu poziomach. Wywołuje silne emocje, ale mogła większe. Jeszcze większa szkoda, tym bardziej, że prawdę, dzięki mało subtelnym aczkolwiek momentami mylącym działaniom twórców filmu, a szczególnie osoby odpowiedzialnej za zdjęcia, można było łatwo przewidzieć. Ale jest to praktycznie jedyny aspekt filmu, którego można się czepiać.
Newt jest cudowną, uroczą postacią, a Eddie Redmayne wykonuje świetną robotę. Doskonale widać oddanie Newta dla zwierząt (łzy stanęły mi w oczach, gdy krzyczał: "Tylko nie krzywdzicie moich zwierząt, one nie są niebezpieczne") i Eddie bardzo dobrze pokazuje różnicę w zachowaniu postaci, gdy ma do czynienia z ludźmi (to ten typ przykulonego Eddiego, który jest odrobinę irytujący jeśli pojawia się za często i zbyt dużej ilości filmów) i gdy zajmuje się zwierzętami - dosłownie rozkwita, rozwija skrzydła i od razu widać, że fantastyczne zwierzątka to jego powołanie. Ciekawostka, gdy Newt pokazuje Jacobowi swoje zwierzęta, to między ujęciami gubi bądź zyskuje części garderoby, przypuszczalnie to jakaś magia. Absolutnie najlepszą sceną w filmie jest fragment, gdzie Newt próbuje przekonać tańcem godowym fantastyczne zwierzątko w typie nosorożca do powrotu do walizki. Tu widać nie tylko oddanie bohatera dla stworzonek, ale także aktora do roli, bo zagranie tego z pełną powagą bohatera, który kwestię powrotu samicy do walizki, traktuje jak sprawę życia i śmierci nie mogło być łatwe. Jak chyba nietrudno się domyślić jest to najzabawniejsza scena w filmie, tym bardziej, że nie mogło pójść łatwo, bo do sprawy wmieszał się Jacob.
Tina, zdegradowana aurorka to postać bez charakteru, ale z dużym talentem do denerwowania widza. Za wszelką cenę chce odzyskać swoje stanowisko, więc robi naszemu bohaterowi mnóstwo problemów. Co ciekawe, on jakby wcale nie zauważa, że to ona, przez swój egoizm, wpakowała go w kłopoty. Albo Newt jest po prostu dżentelmenem. Choć prawa jest taka, że film czasami ma problem z pokazywaniem konsekwencji czynów naszych bohaterów i nad ogromną większością, po prostu przechodzi do porządku dziennego bez większego zastanowienia. Stąd może wynikać brak tego zauważenia.
Jacob Kowalski przypadkowy towarzysz przygód Newta oraz jego przyjaciel. Niemag - straszne słowo, brytyjski mugol brzmi o wiele lepiej - a w Ameryce na czarodziejów nałożone są restrykcje dotyczące kontaktów z normalnymi ludźmi. Mam nadzieję, że kwestie organizacji magicznego świata w Ameryce zostaną jeszcze pokazane w kolejnych filmach, bo na razie nie wyjaśniono zbyt wiele, ale już można było zdążyć znielubić panią Prezydent, czyli odpowiedniczkę Ministra Magii. Ogólnie, wnioskując po Harrym Potterze stanowisko to, w jakim kraju nie byłoby sprawowane, nie jest zbyt wdzięczne. Wracając do Jacoba, to chcący otworzyć własną piekarnię facet, którego walizka zostaje zamieniona z magiczną walizką Newta i dlatego uciekają z niej zwierzaczki. Sam Jacob bardzo szybko akceptuje magiczny świat i podziwia Newta za jego oddanie wobec stworzonek i pomaga mu ich szukać. Tina ma siostrę - Queenie i pomiędzy nią i Jacobem jest ogromna chemia, iskrzy się wręcz. Sama Queenie to śliczna kobieta, niby taka głupia blondynka, ale to by było za proste. Na pewno łatwiej polubić ją niż siostrę.
Bohaterowie mrocznego wątku. Sekta Salemian (nowych bądź drugich) ich przewodniczka ma ochotę urządzać polowania na czarownice i przy okazji prowadzi sierociniec, gdzie indoktrynuje dzieci, także przy pomocy przemocy fizycznej. Bardzo przekonująco gra ją Samantha Morton. Ale prawdziwy popis zdolności aktorskich daje Ezra Miller, może momentami aż za bardzo, jednak Credence, bo tak ma na imię postać, jest na tyle specyficzny, że nie stanowi to problemu. Ważna jest też Modesty, która śpiewa przeuroczą wyliczankę o topieniu i wieszaniu czarownic. I pan Graves ze Zjednoczonego Kongresu Czarowników czy jakkolwiek zwie się Ministerstwo Magii w Ameryce. Postać grana przez Colina Farrella, śledczy, który bada zniszczenia miasta, będące jak się wydaje efektem działania magicznych zwierząt. Niekoniecznie tych, które wypuścił Newt. To jest chyba najbardziej skomplikowany bohater w całym filmie, choć jego ekranowy czas jest niezbyt długi.
Pierwszą rzeczą na jaką zwraca się uwagę w pierwszych minutach filmu są kolory. Śliczne i ciepłe i pasują do karnacji Eddiego. Obraz ma niesamowity klimat, zdecydowanie Nowy Jork służy walorom estetycznym filmu, a szczególnie, że to lata 20. XX wieku. (Nie wiem, czy mi się tylko wydawało czy przywidziało, ale w napisach w scenie, gdy Jacob idzie po kredyt i tłumaczy się dlaczego pracuje w fabryce puszek mówi, że wrócił z wojny w Europie w 1942 i tylko taka praca była dostępna. Istnieje prawdopodobieństwo, że coś sobie ubzdurałam, ale może tam też być błąd).
"Fantastyczne zwierzęta" są zamkniętą całością, bez cliffhangera, choć subtelnie otwiera kilka furtek. Najciekawsza może okazać się przeszłość głównego bohatera i tajemnicza dziewczyna ze zdjęcia. Mniej subtelne otwarcie następuje pod koniec, ale to już w spoilerze.
Zastanawiam się czy film (filmy, zaplanowanych jest 5) staną się tym samym czym był/jest Harry Potter. Wydaje mi się, że nie bo Newt jest starszym bohaterem, ale dla osób wychowanych na HP jest cudowną kontynuacją. Ciekawe też kiedy (bo raczej jeszcze przed premierą 5 części) zaczną się dyskusje nad tym w jakiej kolejności poznawać magiczny świat stworzony przez J. K. Rowling i tym podobne.
Pokochacie kreopodobne zwierze z kleptomanią.
Spoiler:
Grinewald powinien być ładny i młody. Wiele można zarzucić Johny'emu Deepowi, ale nie że jest ładny i młody. Wygląda źle i strasznie.
Najsmutniejszą sceną w całym filmie jest pożegnanie Jacoba, gdy ma mu zostać wymazana pamięć. Już wcześniej była bardzo poruszajaca scena więc bohaterowie mieli się rozstać nie dało się już zapanować nad łzami.
Wiecie, co może też być spoilerem? Gdy zobaczy się, którzy aktorzy powrócą w kolejnych częściach.
Elementem filmu, którego nie mogę poukładać sobie w głowie jest skazanie bohaterów na karę śmierci i sposób w jaki ona miała być wykonana. Jeśli ktoś widział już film to może mi pomóc to zrozumieć, bo nie jestem w stanie tego pojąć. W Ameryce nie mają Azkabanu?
Najsmutniejszą sceną w całym filmie jest pożegnanie Jacoba, gdy ma mu zostać wymazana pamięć. Już wcześniej była bardzo poruszajaca scena więc bohaterowie mieli się rozstać nie dało się już zapanować nad łzami.
Wiecie, co może też być spoilerem? Gdy zobaczy się, którzy aktorzy powrócą w kolejnych częściach.
Elementem filmu, którego nie mogę poukładać sobie w głowie jest skazanie bohaterów na karę śmierci i sposób w jaki ona miała być wykonana. Jeśli ktoś widział już film to może mi pomóc to zrozumieć, bo nie jestem w stanie tego pojąć. W Ameryce nie mają Azkabanu?
LOVE, M