Dobrze, lepiej, dobrze - "Bungou Stray Dogs" S2

Hello!
Czasami od samych zapowiedzi wiem, że będę nie tylko dane anime oglądała, ale także, że będę je kochała. Zbyt wiele takich przypadków nie ma, ale "Bungou Stray Dogs" jest jednym z nich. O pierwszym sezonie pisałam tu, a w połowie grudnia skończyła się jego druga część, o której przeczytacie dziś.


Sezon zaczyna się w dziwny i nieprzewidywalny sposób. Spodziewaliśmy się już w pierwszym odcinku zobaczyć The Guild i nowych uzdolnionych bohaterów, a  zostajemy przeniesieni w czasie do przeszłości i nie wiemy za bardzo co się dzieje. Początkowo narzekałam, a później okazało się, że te 6 odcinków to najlepsze, co przydarzyło się temu anime. Naprawdę. Ta część dotyczy przeszłości Dazaia i jest fantastyczna. Chociaż sprawa jest bardzo skomplikowana i poruszająca. I zdecydowanie dużo bardziej mroczna niż wcześniejsze i późniejsze odcinki. Dotyczy  czasu, gdy Dazai był jeszcze członkiem Mafii i całej historii tego, jak i dzięki komu z tej organizacji się wyrwał. Kolega Osamu - Oda Sakunosuke to najciekawsza postać jaka pojawia się w serii. Momentami nawet ciekawsza od Dazaia, ale nie ma też dwóch lepiej uzupełniających się bohaterów niż ta dwójka. 


W końcówce jednego z odcinków tej części jest taka scena, którą przeżywałam dwa tygodnie, albo i dłużej, bo jej zakończenie było w kolejnym odcinku. Przeważnie przeżywam rzeczy krótko acz intensywnie, a tym razem nie mogłam przestać o tym myśleć. Z resztą, wszystkie 6 odcinków zostawiają widza z mnóstwem przemyśleń. Co ciekawe, mogłoby się wydawać, że ta przyciężka i nieco filozoficzna część nie będzie pasować, do tego raczej lekkiego (aczkolwiek też nie do końca) anime, a stanowi jego idealne uzupełnienie i wyjaśnienie. 


Zasadniczą różnicą pomiędzy pierwszymi 6 odcinkami a resztą sezonu jest to, że na początku jeśli jest źle to jest źle i koniec, dobrze nie będzie. Natomiast w drugiej mamy pewność, że co złego by się nie wydarzyło, to skończy się dobrze. Chociaż zanim okaże się, że będzie happy end, rozwój wydarzeń poprowadzony jest w taki sposób, że choć się o tym wie, to jednocześnie dobre zakończenie nie jest oczywiste. Umiejętność tak dramatycznego pokazania wydarzeń jest ogromną zdolnością twórców anime. Napięcie jest wielkie. Jednak odrobinę w tym sezonie zabrakło mi komediowego aspektu, ale jest to do przeżycia. 


Część druga jest już bezpośrednią kontynuacją części wiosennej. I niestety pod wieloma względami  nieco gorsza. Dużo mniej spójna i bardziej epizodyczna, a postaci jest dużo więcej, więc jeśli się nie skupia, można się pogubić kto z kim i dlaczego walczy. Do tego poszczególne epizody różnią się między sobą poziomem. Na przykład wspólna walka Dazaia i Chuuya jest niesamowita, podobnie Rampo i jego rozwiązywanie zagadki z zamkniętym pokojem, ale o większości tych scenek zapomniałam. 


Dwa ostatnie odcinki, co prawda nie dorównują poziomowi emocji zakończeniu 6 odcinka, ale połączenie sił Akutagawy i Atsushiego to także jedna z lepszych rzeczy, jakie się temu anime przydarzyło. Ich walka z Fitzgeraldem jest absolutnie niesamowita. Robi ogromne wrażenie, chociaż pod względem choreografii nie wydaje się wybitna, ale nadrabia emocjami. Bardzo. Do tego, już po punkcie kulminacyjnym, anime robi się znów totalnie urocze, ale co ważniejsze pojawia się ogromna nadzieja na kolejny sezon. Czekam bardzo.

Pozdrawiam, M