Czytanie grozi śmiercią. Ze śmiechu - "Kawaii Scotland"

Hello!
Gdy przed sezonem anime sprawdzam zapowiedzi, przy opisach fabuł mniej więcej 3/4 tytułów w mojej głowie zapala się lampka "Japończycy to są jednak dziwni". Ale ostatnio pomyślałam, a może to nie tak. Może my wszyscy jesteśmy dziwni, tylko Japończycy mają odwagę, możliwości, po prostu pozwala im się to realizować i ludzi, którzy godzą się wyłożyć na to pieniądze. Co się stało, że tak błyskotliwa myśl wpadła mi do głowy? Otóż zamówiłam mangę "Kawaii Scotland" i dziś Wam o niej napiszę.


Nie pamiętam dokładnie, kiedy polubiłam fanpage "Kawaii Scoland" na fb, ale pamiętam, że kompletnie nie wiedziałam o co chodzi, ale obrazki były ładne, choć nie pojawiały się za często. Że z tego będzie manga kapnęłam się jak autorki ogłosiły, że ją skończyły. I tutaj możemy przejść do przyczyn moich rozmyślań. O ile jeszcze nie zastanowił Was sam tytuł, to słowem wyjaśnienia: 3 Polki wymyśliły, narysowały i wydały mangę dziejącą się w Szkocji, z której mężczyźni wygnali kobiety, więc motywy z shoujo mangi na sterydach muszą rozgrywać się pomiędzy dwoma chłopakami. Warto dodać, że obowiązującym w ich szkole mundurkiem jest kilt. Ale być może, pomimo moich najszczerszych chęci, powyższy opis brzmi za sucho więc oto, co najdziecie na obwolucie: "Autorki z właściwym sobie wdziękiem i brakiem poszanowania dla jakiejkolwiek logiki bawią się motywami typowymi dla shoujo, czyniąc z "zauważ mnie, senpai" główną oś fabuły. Fabuła ta ma miejsce w szkockim yaoilandzie, gdzie w dawnych czasach mężczyźni obalili kobiety oraz zbrodniczą ideologię gender. Dzięki temu mogą żyć spokojnie w krainie pełnej tradycyjnych wartości, takich jak rzucanie kłodą, zarost, wypas owiec i smalec."

Jeśli czytanie czy oglądanie realizacji takich szalenie nietypowych pomysłów ma czytającemu czy widowi przynosić tyle radości, co czytanie "Kawaii Scotland" to niech wszyscy, którzy taki pomysł mają, idą i działają. Widzicie nie trzeba wyjeżdżać do Japonii, nikt wam nie karze, jak widzicie można to zrobić w Polsce!

Po tym przydługim, nawet jak na mnie, wstępie trzeba przejść do części zasadniczej recenzji, czyli treści, którą zasadniczo da się streścić w słowach: umrzesz ze śmiechu. Na okładce powinna być informacja, że przed przeczytaniem należy skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą, bo zagraża to życiu lub zdrowiu. A nawet jeśli nie, to swego rodzaju zakwasy na buzi/policzkach od śmiechu gwarantowane. 


Do samego zabawnego świata "Kawaii Scotland" dodajcie jeszcze takie powody do radości jak: wstęp (wyjaśniający między innymi brak kobiet), imiona bohaterów (Ukechan, Semesenpai), pomysł na Koty-Szkoty (<3), wstawki po japońsku ("Czy twoje serce robi doki-doki do nowego ucznia?"), bohaterowie w szkole dowiadują się jak zostać "prawilnymi Szkotami" i że matematyka to dla większość uczniów czarna magia (nauczycielowi można zaimponować wzorem na deltę - i jak tu tego nie uwielbiać?), fakt, że wszystko co mogło pójść źle, poszło (bento wylądowało na ubraniach, kłoda nie poleciała, nawet gra na dudach nie sprawiła, że senpai zauważył), jeszcze a propos gry na dudach taki cytat: "Trzymajcie się za kilty!! Semesenpai wzburzył Wichry Namiętności!!". Można by tak wypisywać przykłady z każdej strony (naprawdę każdej), bo manga jest nimi naszpikowana. Ale trzeba je  koniecznie zobaczyć razem z rysunkiem.


Bo one zachwycają. Są totalnie śliczne, urocze, nie można oderwać od nich wzroku po prostu. Ukechan ma tak ogromy zasób wyrazów twarzy i zawsze wygląda ładnie, Nekochanowi też nic nie brakuje, a nawet ma pewien ogromy plus w postaci uszu.  A całość jest tak niesamowicie dynamiczna, tak pod względem tego, jak wydarzenia są narysowane, jak i tego, że dzieje się ich naprawdę zaskakująco dużo. I nie myślcie, że ta historia jest taka prosta jak się wydaje, bo się zdziwicie.

Czekam na drugi tom, bo autorki (Ilona Myszkowska, Janina Grzegorzek i Katarzyna Stasiowska) zakończyły pierwszy okrutnym cliffhangerem.

Pozdrawiam, M