Druga część wtorkowego wpisu o studiach. Biorę pod lupę pierwszy miesiąc studiowania filologii i łączenia dwóch kierunków.
Zacznę od zajęć z mojej specjalizacji, a wybrałam edytorską. Historia książki i instytucji wydawniczych. Mam to szczęście, że lubię historię więc raczej nie uznam tych zajęć za nudne. A bardzo łatwo je tak określić. Oprawa redakcyjna książki. Ćwiczenia, na które muszę czytać słownik ortograficzny. Uczyłam się też znaków korektorskich. Ogólnie plan tego, co mamy na tych zajęciach robić jest ambitny i zastanawiam się, ile z niego zrealizujemy. Póki co muszę przygotować się na dyktando. Ciekawostka: ten przedmiot mam z bratem bliźniakiem profesora, z którym, na pierwszym semestrze ZIArtu, miałam teorie mediów.
Język łaciński z elementami kultury antycznej. Język to ćwiczenia, których nie znoszę najbardziej na świecie. Mam nadzieję, że szybko będę miała je za sobą. Z wykładem jest trochę lepiej, bo dotyczy bardziej tej drugiej części, czyli kultury antycznej. Jednak, oprócz prezentacji (trzeba było widzieć jak z prędkością światła zgłaszałam się do teatru antycznego - zboczenie ZIArtowe), będzie też testo-egzamin. Na który trzeba nauczyć się 6 stron sentencji, które przez półtorej godziny przepisywaliśmy, a na koniec prowadząca powiedziała, że wyśle ja nam mailem. Wstęp do wiedzy o współczesnym języku polskim - wykład, dotyczący 4 aspektów języka polskiego. A te aspekty są rozwijane później na ćwiczeniach, po jednym na semestr. Aby być dopuszczonym do egzaminu po drugim roku, trzeba wcześniej zaliczyć 5 komponentów (wykłady+ćwiczenia). W tym semestrze mam fonetykę z fonologią. Wiedza o kulturze. Nie ma zbyt wiele wspólnego z WOKiem ze szkoły. Zaczęliśmy od pojęcia kultury, rytualizacji, tradycji, ale będziemy też czytać takie bestsellery jak "Kultura jako źródło cierpień". Literatura powszechna do XVIII wieku - wykład i ćwiczenia. Zaczynamy od Biblii, Edypa przez Szekspira, po Wertera. Historia myśli humanistycznej. W skrócie Filozofia. Dokładnie to, czego się bałam, gdy w planie pierwszego semestru ZIArtu zobaczyłam to słowo. To znaczy, że będę musiała nauczyć się filozofów, poglądów i nurtów. 30 godzin w tym semestrze, 15 w drugim. Poetyka. Moje ulubione zajęcia w cały semestrze, również biorąc pod uwagę te z ZIArtu. Mamy cudownego prowadzącego, który tłumaczy wszystko nie tylko tak, że rozumiemy, ale powtarza pojęcia po kilkanaście razy w czasie zajęć. Od razu widać, że to prowadzący, nauczyciel z powołania. A ćwiczenia dotyczą wierszyków, ale od strony bardziej technicznej: strofy, wersy, itp. Stylistyka. Na pierwszych zajęciach zajmowaliśmy się wstawianiem przecinków w tekst i poprawianiem błędów ortograficznych, ale dokładny plan poznamy w ten piątek. Wydaje się, że te zajęcia będą doskonale uzupełniać się z oprawą redakcyjną książki. Literatura staropolska. Podobno najstraszniejsze, najgorsze zajęcia na całym pierwszym roku, a być może na całych studiach. Całkiem to możliwe. Lektur mamy od groma, do tego czytanie na bieżąco na ćwiczenia, a także podręczniki ze średniowiecza, baroku i renesansu. Do tego wejściówki (pierwsza już jutro), teścik z mitologi Parandowskiego. Ale jakoś mnie to nie przeraża. Być może powinno, bo podobno egzamin jest bardzo trudny. Zobaczymy. Literatura najnowsza. Zajęcia odbywają się co dwa tygodnie i będą dotyczyły poezji po 89 roku. Miałam dopiero jedno spotkanie, ale ćwiczenia wydają się całkiem sympatyczne.
Kwestia dwóch kierunków.
NIKT NIC NIE WIE. A nawet jak wie, to nie wie. Na stronie UG, na stronach wydziałów, nawet w regulaminie studiów - jest za mało informacji. Albo inaczej, informacje być może są, ale niejasne i niepraktyczne. Brakuje jakiś jasnych wytycznych co, po kolei trzeba zrobić, do kogo, co zanieść, jakie zgody/podpisy są wymagane i ile czasu ma się na dostarczenie tych dokumentów. Na szczęście panie z dziekanatów są pomocne, bez nich byłoby ciężko. Sposobów na załatwianie IPS poznałam w ciągu tego miesiąca co najmniej 8. Do tego, jeszcze wczoraj dostałam kolejną informację. Mam nadzieję, że już ostatnią i że wszystko jest załatwione. Chociaż nie będę spokojna dopóki w elektronicznym indeksie, nie będę wpisana do odpowiednich grup. Takie szczęście, że na ZIA nie ma podziału na grupy ćwiczeniowe, to spore ułatwienie.
Dzięki tym przejściom, przynajmniej będę wiedziała, jak załatwić to w przyszłym semestrze, a w przyszłym roku (o ile utrzymam się na filologii) postaram się to zorganizować od razu na dwa semestry.
Jeśli interesuje Was moje zmaganie z IPSem, to mogą napisać oddzielną notkę. Chciałam opisać to w tej, ale ten akapit i tak niebezpiecznie się rozrósł.
Czas
W poniedziałki mam 3 wykłady, przerwę i ćwiczenia, od 8 do 16.30, tylko w starym budynku (czyli na filologii). Wtorki są najgorsze, co dwa tygodnie mam zajęcia od 8 do 20; oprócz ostatnich, wszystkie na ZIArcie. Środa, to bieganie między budynkami, muszę wykonać taki manewr 2 albo 3 razy, zależy czy mam literaturę najnowszą. Jeśli mam, to na 2 ostatnie zajęcia zostaję w starym budynku, jeśli nie, idę na neofilologię na podstawy prawne. Czwartek. Dziś miałam ostatnie zajęcia z architektury sceny w czwartkowym terminie (są przeniesione na wtorek) i od przeszłego miesiąca czwartki mam tylko poetykę na ósmą. I dobrze, bo mam sporo czasu, aby przygotować się na piątkowe zajęcia, wśród których znajduje się literatura staropolska (wykład co dwa tygodnie, ćwiczenia co tydzień), ćwiczenia z łaciny, fonetyki i stylistyki (też co dwa tygodnie - wypada, tak że w jednym tygodniu mam rano wykład, w drugim zaczynam później i mam stylistykę).
Na pierwsze trzy dni tygodnia, czy chcę czy nie chcę, muszę przygotowywać się w weekend, bo po zajęciach jestem praktycznie nie do życia. Ale, aby przygotować się na straszne piątkowe staropole i po prostu okropną łacinę, mam cały czwartek.
Czy cieszyłam się z powrotu do Gdańska?
Nie. Bałam się go. Załatwiania spraw, wizji tego że będę musiała latać i zbierać podpisy, rozmawiać z mnóstwem różnych ludzi. Jak rodzice mnie odwozili, Mama stwierdziła, że wyglądam jakbym szła na ścięcie, na co odpowiedziałam, że idący na ścięcie mają chyba lepiej, bo wiedzą, że to już koniec, a w moim przypadku, to dopiero początek. Byłam naprawdę zestresowana. Ale wiedziałam, że przecież rodzice nie zabiorą mnie z powrotem, muszę zostać i się z tym uporać. A jak coś muszę, to na 99,99% to zrobię. Dlatego teraz mogę cieszyć się, że udało mi się w miarę wszystko ogarnąć.
Co do samego miasta, to uwielbiam fakt, iż mieszkam tak blisko starego miasta i Długiej. Ogólnie Gdańsk bardzo lubię.
Czy cieszyłam się z powrotu do Gdańska?
Nie. Bałam się go. Załatwiania spraw, wizji tego że będę musiała latać i zbierać podpisy, rozmawiać z mnóstwem różnych ludzi. Jak rodzice mnie odwozili, Mama stwierdziła, że wyglądam jakbym szła na ścięcie, na co odpowiedziałam, że idący na ścięcie mają chyba lepiej, bo wiedzą, że to już koniec, a w moim przypadku, to dopiero początek. Byłam naprawdę zestresowana. Ale wiedziałam, że przecież rodzice nie zabiorą mnie z powrotem, muszę zostać i się z tym uporać. A jak coś muszę, to na 99,99% to zrobię. Dlatego teraz mogę cieszyć się, że udało mi się w miarę wszystko ogarnąć.
Co do samego miasta, to uwielbiam fakt, iż mieszkam tak blisko starego miasta i Długiej. Ogólnie Gdańsk bardzo lubię.
Trzymajcie się, M